poniedziałek, 14 lipca 2014

Dzisiaj gram... w Need for Speed Rivals

Po blisko roku oszczędzania i wyrzeczeń kupiłem w końcu PlayStation 4. Na opis pierwszych wrażeń z obcowania z konsolą czy coś w rodzaju testu zapraszam już wkrótce. Na razie gram. Dzisiaj akurat w Need for Speed Rivals - najnowszą, nextgenową odsłonę tasiemcowej serii ścigałek od EA. A jako, że PS4 posiada opcję zapisu rozgrywki to skwapliwie ją wykorzystałem i tak oto powstał ten film. Zatem od dzisiaj na blogu nie tylko poczytasz o grach, teraz możesz je także obejrzeć! Zapraszam!



Jeżeli chodzi o gry wyścigowe to na czwartej plejstacji na razie jest bieda i poza NFS wyboru nie ma. Nie jestem wielkim miłośnikiem samochodówek, ot lubię sobie czasem zrobić kilka kółek dla odprężenia. Uważam, że każda szanująca się konsola powinna mieć na start solidnego racera i to najlepiej w dwóch kategoriach - arcade oraz symulacja. Co odpierdzieliło Sony wszyscy wiemy. Obsuwa Driveclub i brak Grand Tourismo - nie ma nawet co komentować. Fanom arcade pozostał NFS i śpieszę wyjaśnić, że studio Ghost pod nadzorem Criterion wysmażyli całkiem soczystego racera...


Mój zapis rozgrywki pochodzi z samego początku gry, praktycznie zaraz po samouczku. I to widać - nieobeznanie z maszyną (Porsche Cayenne) i trasami zaowocowało kilkoma głupimi dzwonami. Model jazdy nie jest jakoś bardzo wymagający, za to całkiem przyjemny, jednak wymaga wczucia się. Na razie żaden ze mnie mistrz kierownicy, ale myślę, że wraz z postępami w karierze będzie lepiej. Właśnie, kariera. Do wyboru mamy dwie: policjanta oraz kierowcy nielegalnych wyścigów. Ja na początek wybrałem tą drugą.

Gramy w Need for Speed Rivals

Wrażenia z jazdy? Na początek w oczy rzuca się grafika - szczegółowa, ostra, ogólnie pozytywnie. W połączeniu z rozległym światem daje radę. Sporo elementów otoczenia jest zniszczalnych, niektóre barierki można przebić wbijając się na bezdroża, pełno przy tym skrótów, bocznych dróg czy rozgałęzień. Można wjechać na tereny zakładów czy winiarni, daje to większe niż dotąd poczucie wolności. Co prawda złudne, bo można wjechać tylko tam gdzie twórcy na to pozwalają ale i tak jest dobrze. Wąska szutrówka gdzieś na uboczu przy prędkości ponad 200 km/h - adrenalina skacze jak trzeba. 

Podoba mi się społecznościowa strona tego racera, subtelna, nienarzucająca się, ale obecna. Każdy wyścig opatrzony jest wynikami, jakie uzyskali w grze moi znajomi, co powoduje chęć rywalizacji. Dodatkowo, poza ustalonymi z góry eventami na mojej kopii świata gry krążą inni racerzy - część sterowana przez AI, część to prawdziwi gracze - z którymi można rozpocząć wyścig do określonego celu. Zatem rozpocząłem, pierwszy przegrałem, za to drugi... 

Wygląda to tak, że jadę sobie, powiedzmy bez celu, mijam innego ściganta, wciskam L1 i rozpoczynamy wyścig. W tej grze w każdej chwili do gry włączyć może się policja, tak dzieje się i tym razem. Gnamy więc na złamanie karku w ruchu ulicznym, na ogonach siedzi nam policja, coraz bardziej zawzięta, w miarę postępu wyścigu i demolki otoczenia rośnie mój wskaźnik "poszukiwania". Dostaję szokerem, który sprawia, że na chwilę tracę panowanie nad autem. Wizyta na poboczu, ale udaje się kontynuować wyścig. Gorzej jest z wyładowaniem EMP - jego trafienie jest jednoznaczne ze złapaniem, więc nie ma żartów. Nie mam jeszcze odpowiednich ekranów, więc gdy mnie namierzają to ręczny i w tył zwrot lub zmieniam niespodziewanie drogę, byle tylko zgubić gliny. Później dostanę odpowiednie narzędzia by się przed tym bronić. Na razie udało się zmylić pościg.

Need for Speed RivalsPojawia się helikopter, który wzbijając tumany kurzu skutecznie obniża widoczność. Liście i inne drobinki latają przed oczami a słońce okazyjnie oślepia. Wygląda to bardzo sugestywnie i sprawia, że krew szybciej płynie w żyłach, szkoda tylko, że musimy niekiedy jechać na czuja (lub posiłkować się mapą) a wtedy o dzwon lub wpakowanie się na blokadę nietrudno. Dodajmy do tego dynamicznie zmieniające się warunki pogodowe i mamy obraz całości. Ostatecznie wygrywam gonitwę, choć do końca nie było to pewne, ale policja coraz bardziej zacieśnia pętlę. Szybko więc do kryjówki (szczęśliwie jest tuż tuż) i można odłożyć zgromadzone punkty. 

W przypadku złapania utraciłbym  wszystkie Speed Points, które uzbierałem od ostatniego opuszczenia kryjówki. Za te punkty ulepszamy fury czy kupujemy nowe. I tu dochodzimy do tego co mi się jak dotąd najmniej podoba - możemy wygrać serię wyścigów i zgromadzić pokaźną liczbę punktów, ale nam się noga powinie, dostaniemy EMP i nici ze zgromadzonych punktów. Można co prawda co wyścig jechać do najbliższej kryjówki by złożyć tam punkty, ale to z kolei psuje zabawę i wyrywa z przyjemnego transu jaki daje obcowanie z wypasioną bryką. Szkoda, że nie zdecydowano się na jakiś kompromis np. utrata połowy punktów, bo tak zamiast czerpać przyjemność z rozpierduchy wprowadza element nerwówki o "cenne" punkty.

Ok, na dziś to tyle. Oto pierwsze wrażenia z gry w NFS Rivals, myślę, że za jakiś czas uzupełnię je o jakiś filmik z dalszego etapu kariery lub pokażę Wam drugą stronę barykady. Do przeczytania zatem i do zobaczenia!

Nie zapomnij polubić blog ograny na Facebooku – będziesz zawsze na bieżąco z ogranym. Można wejść również na portal zblogowani.pl gdzie także można śledzić moje i nie tylko moje wpisy. A, dodałem też możliwość obserwacji na Google+, chociaż nie wiem czy ktoś z tego korzysta...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz