
Czytaj dalej =>
Problem w tym, że to nie ja odbierałem przesyłkę, lecz sąsiadka a z zewnątrz nie było widać uszkodzeń. Choć to tak na prawdę niewiele zmienia bo przypuszczam, że ja również nie robiłbym przy kurierze pełnego "unboxingu" a jedynie sprawdził, czy po wyjęciu z paczki gra nie wygląda na uszkodzoną. A jak już pisałem nie wyglądała. W moim odczuciu winę ponosił sklep gdyż gra nie została należycie zapakowana. Przy takiej wartości zamówienia, gdy mówimy o edycjach kolekcjonerskich, powinno mieć zastosowanie dodatkowe sztywne pudło, minimum jakaś koperta bąbelkowa. Sklep jednak chcąc oszczędzić na wysyłce, za którą pobrał sobie 20 złotych, zapakował wartościową przesyłkę w zwykły foliopak, który w żaden sposób nie chroni zawartości przed ewentualnym zgnieceniem. Sprawa utknęła w martwym punkcie, bo proces reklamacji w firmie kurierskiej przeciągnął się na tyle, że nie mogłem już założyć sporu na allegro. Jest na to 60 dni, zaś przewoźnik zastrzegał sobie prawo do odpowiedzi na reklamację do dni 90-ciu. Mimo wszystko napisałem do allegro maila z opisem sytuacji, nie licząc na wiele.

Więc przychodzę nazajutrz. Ten sam sprzedawca oznajmia mi, że tym razem jest ok, sam oglądał. Ale nie wieżę na słowo. Faktycznie tym razem wygląda ok... poza małym zagnieceniem obwoluty na grzbiecie. Mówię, że chcę ją otworzyć bo już miałem podobny przypadek. I faktycznie w środku ponownie uszkodzone. Pytam, czy zamawiając nie można poprosić centrali, żeby zabezpieczyli, drogę w końcu rzecz, zamiast wysyłać luzem. Okazuje się, że centrala obsługuje dziennie taką liczbę zamówień, że nikt nie jest w stanie tego zweryfikować. Sprzedawca tłumaczy, że "pewnie wszystkie będą lekko uszkodzone", że "się nie da". Mimo to nie odbieram ponownie, choć muszę przyznać, że tym razem uszkodzenie było już "bardzo symboliczne". Może się czepiam, ale uważam, że nie po to się wydaje trzy stówy by otrzymać wybrakowany produkt. Nawet tylko trochę wybrakowany. Bez przedłużania: Trzeci egzemplarz (a w zasadzie czwarty) przyszedł w stanie idealnym. Byłem przeszczęśliwy i dumny ze swojego uporu.
I właśnie wtedy dostałem maila, od pierwszego sklepu, że jednak wymienią mi grę na nową.
Poznaj Game Arena
Media
głównego nurtu zazwyczaj kreują wizerunek gracza jako pozbawionego
życia nastolatka zaś osoba "z branży", twórca to obowiązkowo nerd przyklejony na
stałe do swojej klawiatury. Co do tych nastolatków to nie jestem
ekspertem :-P, zapewne są i takie przypadki. Aczkolwiek wrzucanie mnie,
gracza, który właśnie przekroczył trzydziestkę, do jednego wora z szarpiącymi po nocach w WoWa lub LoLa dzieciakami wydaje się mocno krzywdzące.
Pytanie ilu z tych "maniakalnych graczy" jest graczami faktycznie i ilu z
nich nie porzuci grania, gdy przyjdzie utrzymać rodzinę. Bo prawdziwym
graczem jest nie ten kto mając kupę wolnego czasu bezrefleksyjnie traci
go przy komputerze czy konsoli. Graczem jest ten, kto pomimo lat na
karku, obowiązków, pracy i rodziny wciąż stara się wykroić przynajmniej
kilka godzin tygodniowo na swoje hobby. Dzieciaki, dzieciakami, ale prawda jest taka, że dorosły gracz to z reguły bardzo pozytywna postać. Ilekroć zdarza mi się trafić w nowe grono ustatkowanych osobników mieniących się graczami to zawsze jest to ciekawe doświadczenie. I zawsze jest przynajmniej jeden wspólny tema do rozmów :-)
Imprezy pokroju
PGA być może nie pomogą w zmianie wizerunku gracza, to
jednak doskonale udowadniają, że przynajmniej stereotypowy obraz twórcy
gier komputerowych jest bardzo daleki od prawdy. Już sam fakt, że
wychodzą do ludzi by na targach prezentować swoje produkcje zadaje kłam
twierdzeniu o ich nieprzystosowaniu do życia. Ale ja nawet nie o tym
miałem pisać. Chodzi mi o to, że osobniki z szeroko rozumianej "branży
growej" to po prostu świetni ludzie, o czym na tych, jak i poprzednich edycjach targów, przekonałem się niejednokrotnie. Nie ma problemu podejść do
producenta gry, zagadać, wypytać o to i owo. To nie jest tak, że ci
ludzie chodzą z nosem w chmurach i wywyższają się. To pozytywnie
zakręceni ludzie, których przepełnia pasja do gier i którzy chcą o tym
opowiadać. Zdarza się nawet, że to oni pierwsi podejdą do Ciebie.

W zeszłym roku z kolei krótką pogawędkę miałem z Wojciechem Pazdurem, szefem studia The Farm 51. Wciąż mam gdzieś jego wizytówkę. Zaś podczas konferencji prasowej Dark Stork Studios zasypałem prowadzących taką ilością pytań, że zaproponowali mi przeprowadzenie wywiadu (pisałem o tym tutaj). Co prawda o grach piszę już jakiś czas, ale wywiad? Nie jestem dziennikarzem, ale oczywiście skorzystałem z okazji. Jak mi poszło możecie ocenić tutaj.
Żałuję, że w tym roku nie wykorzystałem lepiej okazji i nie przeprowadziłem kilku wywiadów. co prawda nikt mnie do tego nie zapraszał, ale twórców gier miałem na wyciągnięcie ręki, być może wystarczyło podpytać. Ale od czego jest przyszły rok?
Co dalej z Przeznaczeniem?
Wczoraj spakowałem Destiny, grę, która przez ostatnie dwa miesiące nie opuszczała czytnika mojej konsoli i wysłałem do sklepu. Co prawda mam drugi egzemplarz, jednak nie chcę go rozpakowywać bo od początku chciałem sobie z niego tylko pudełko, resztę zaś ożenić na serwisie aukcyjnym. W końcu po co mi dwa online passy na dodatki, podwójny zestaw pocztówek i dwa artbooki? A w tej chwili czekam i mam nadzieję, że sklep nie zmieni jednak zdania w ostatniej chwili. Szczerze? Najchętniej kupowałbym gry w stacjonarnym sklepie, gdzie mogłbym przed zakupem do woli je oglądać. Problem w tym, że duże sieci rzadko zamawiają edycje kolekcjonerskie, a małe oferują zazwyczaj gry na wymianę. Przynajmniej tak sytuacja wygląda w Poznaniu.
Jeżeli spodobał się Tobie tekst to wejdź i polub blog Ograny na fejsbuku, będziesz zawsze na bieżąco. Bardzo oczekuję też komentarzy, chcę poznać Wasze zdanie, więc jeżeli macie coś do powiedzenia, jakieś uwagi - od tego jest specjalne pole u dołu każdego posta. Pozdrawiam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz